No i proszę, witam Was już w 2014 roku. Po dwóch tygodniach urlopu, całkiem rozleniwiona wracam i zabieram się do działania.
Czas płynie nieubłagalnie i uwierzycie, że niedługo minie rok odkąd prowadzę bloga? Bo ja wciąż nie wierzę, że mój mały projekt na 2013rok przetrwał do dziś i jeszcze bardziej mnie to wkręca, co robię :)
Ale nie o tym mowa, bo jak zwykle zeszłam na inny temat. Stwierdziłam, że skoro mieszkam w LA i obeznałam się co nie co trochę tutaj, to czas na podsumowanie rzeczy, które lubię a które nie podobają mi się w LA ( bo i takie mają też miejsce).
No to może zacznijmy od tych pozytywnych stronach, bo jest ich więcej :)
- chyba każdy o tym wie, że odzież, kosmetyki i elektronika porównywalnie jest o wiele tańsza niż w Polsce
- klient nasz pan. Klient jest na pierwszym miejscu, wszystkie formalności w jakichkolwiek urzędach czy nawet w sklepach nie są stresujące. Nikt na nikogo nie krzyczy czy kogokolwiek obraża, a wręcz przeciwnie, rozmowa jest czystą przyjemnością, nawet jeśli angielski nie jest na wysokim poziomie
- reklamacje wszędzie i praktycznie na wszystko! Raz mi się zdarzyło, że zakupiona przeze mnie rzecz mi się nie spodobała, a że mam często odruch zrywania metek z ceną odrazu po zakupie, to myślałam, że będę miała problem z jego zwrotem. Ale otóż byłam w błędzie, pieniądze zostały zwrócone w całości :) Czasem nawet zdarza się tak, że jeśli ktoś zaniewieruszy paragon, a zakupiona rzecz się nie podoba, to wciąż warto spróbować ją zwrócić. Nawet jeśli nie dostaniemy zwrot pieniędzy, to czasem nawet będzie możliwość zakupu czegoś innego. Jako ciekawostkę dodam, że w niektórych drogeriach kosmetycznych, można zwracać również otwarty już kosmetyk. Ale co znów zauważyłam, że nie ma reklamacji na buty, nawet jeśli się zepsują. Jedynie co można zrobić, to oddać nieużywane buty po jakimś tam okresie czasu.
- tolerancja, to chyba jedna z najbardziej oczekujących przeze mnie rzeczy do zmienienia w Polsce. Uwierzcie czy nie, tutaj każdy ubiera się jak żywnie mu się podoba i nikt nie zwraca na to uwagi. Czy ma się włosy różowe, czy wygląda się jak przysłowiowy clown, nikt nikomu nie ubliża.
- nie ma plotkowania, rzadko kiedy sąsiedzi się znają lub wtrącają się w nie swoje sprawy. Nikt nikomu nie wchodzi w "buciorach" w czyjeś życie.
- jeśli się zastanawiacie czy American Dream rzeczywiście tutaj istnieje, to tak istnieje. Kiedyś się zastanawiałam na czym to ich American Dream polega. Teraz już wiem... prawie każdego tutaj stać na nowy samochód, czy dom a to dzięki kredytom, które z łatwością większość ludzi tutaj dostaje.
- o wiele szybciej stać tutaj ludzi na zakup czegoś droższego, np. laptopa, iPhone itd. można już kupić za nie całą miesięczną wypłatę
- lepsze warunki do rozwoju własnego kierunku
- kultura jazdy samochodem, każdy każdego przepuszcza, inaczej by się pozabijali w tych korkach ;)
- pozytywnie nastawieni do świata ludzie, niby jest to ogromny plus, ale czasem mam wrażenie, że jest aż tego za dużo ( szczególnie w bogatszych częściach LA, słyszałam, że w innych Stanach tego nie ma). Amerykańskie sztuczne uśmiechy, i te ich: Oh, how are you? You look so pretty, I love your dress! ( Oh, Jak się masz? Wyglądasz pięknie, uwielbiam Twoją sukienkę!) wypowiadane w kółko i to samo do każdej innej osoby, może doprowadzić o ból głowy ;) Ale trzeba ich za to pochwalić, że jednak lubią pomagać innym.
- nie boją się prawić komplementów osobom, nawet jeśli ich nie znają
A teraz czas na negatywne strony:
- jak już pewnie słyszeliście, że opieka medyczna ( nie tylko w LA, ale i w całych Stanach) jest strasznie droga. Jeśli nie ma się ubiezbieczenia lub ubezpieczenie jest kiepskie, nawet za leczenie jednego zęba można zapłacić ok. $ 4tys. Na całe szczęście, nie miałam okazji tutaj chorować ;)
- dla dziewczyn, które lubią zmieniać często fryzury, to niestety ich portfel może zaboleć ;) A mianowicie, za jedyne podcięcie końcówek bez żadnego modelowania kasują ok. $20 +napiwek
- jako że elektronika i ubrania są drogie, to znów za zdrowe i ekologiczne jedzenie płaci się prawdopodobnie więcej niż w Polsce ( takie moje odczucie)
- bez samochodu w LA, to jak bez ręki. Komunikacja miejska jest tragiczna!
- korki, korki i jeszcze raz korki. Nigdy w życiu nie widziałam takich korków na ulicach w godzinach szczytu
- pewnie w większości Was, po przyjeździe do LA może być rozczarowana. Nie jest tak pięknie jak w filmach, palmy, słońce i plaża. Los Angeles jest uznawane za jedną z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie, jest tutaj wiele gangów, gdzie nawet w dzień byłby strach chodzić po niektórych okolicach. Poza tym w większości miejsc, LA jest zaśmiecone i znajdziecie tutaj wiele bezdomnych ludzi.
- pogoda jest strasznie zmienna, przez co nie wiadomo jak się odpowiednio ubrać. Rano wydaje się, że będzie padać, a tu ni stąd ni z owąd w ciągu dnia jest 30st.
- edukacja w Stanach jest nie wyobrażalnie droga
Niektóre z tych stron wypisanych przeze mnie, są wyłącznie moimi odczuciami, więc nie osądzać mnie, jeśli ktoś ma inne zdanie ;)
7 komentarze
Obym niedługo tam pojechała i sama się przekonała :)
ReplyDeleteczekamy na kolejna notke :)
ReplyDeletepozdrawiam
No to ja sie podpisze pod tym co napisalas. No moze nie bede brala pod uwage, palm bo u nas takich nie ma i pogoda jest inna. Fryzjer niedosc ze drogi to jeszcze ciezko jest znalezc kogos kto zetnie wlosy tak jak chemy :(.
ReplyDeletePozdrawiam z SC :)
Agata
bardzo chciałam być trafic do LA ! teraz przynajmniej wiem, co mnie czeka jesli moje marzenia się spełnią :)
ReplyDeletefajny wpis :)
ReplyDeleteWidać tu różnice miedzy cali a ny. U mnir w nyc jazda jest bardzo niebezpieczna, ludzie sa agresywni a najgorsi sa taksówkarze ;p
ReplyDeleteJa wylatuję 7 lipca do LA, mam nadzieję że również się przekonam o wszystkim na własnej skórze!
ReplyDeleteDzięki za rady,
pozdrawiam Paula