Nie przepadam za dzikimi tłumami, gdzie z ledwością można się przez nie przecisnąć, ale są miejsca, gdzie bez nich już nie czuje się tej atmosfery jaka powinna panować. Aż mi wstyd, że będąc tak często w Downtown Los Angeles, dopiero niedawno z moim O. odkryliśmy Grand Central Market- niewątpliwie bardzo fotogeniczne miejsce. Takie głodomory jak my, byliśmy zachwyceni tym marketem. Oprócz małego targu z owocami i warzywami, również znajdziemy restauracje. Jedzenie jest pyszne a ceny są bardzo atrakcyjne, np. za sushi zapłacimy ponad $5 a za 3 pounds ( 1.4kg) bananów wydamy $1. Grand Central Market znajduje się na ulicy 317 S. BROADWAY w LOS ANGELES, CA 90013. Otwarty jest codziennie od niedzieli do środy w godzinach 8-18 oraz w czwartki do soboty o 8-21.
Dzięki temu marketowi, odnaleźliśmy przypadkowo budynek, który był ukazany w 500 dni miłości. O tym budynku wspomniałam w poście Filmy w Los Angeles . Niestety turyści mogą podziwiać wnętrze tylko z parteru.
Codzienność uchwycona w Downtown Los Angeles.
Nie sądzę, by taki kostium na polskich ulicach uszedł płazem ;)
Nie sądzę, by taki kostium na polskich ulicach uszedł płazem ;)
Jednym z wolnych weekendów pojechaliśmy w zapomnany nam Long Beach. Wybraliśmy się dokładnie w miejsce zwane The Pike.
Tak, zamieniam się w chłopczycę ;) A tak na poważnie już od dawna przymierzałam się do jazdy na deskorolce, ale po pewnym upadku, gdzie posiniaczyłam sobie nogi i ręce, stwierdziłam, że mam dwie lewe nogi i dam sobie dość. Aż do czasu, kiedy mój O. wyciągnął zapomnianą przez niego deskę z szafy, a ja znów zamarzyłam sobie pojeździć. Dałam się skusić nawet na zakup deskorolki dla siebie i tak od tej pory spędzamy prawie każdy wolny wieczór :)
Ten dzień należał zdecydowanie do jednych z najbardziej produktywnych. Każda godzina wypełniona do ostatniej chwili. Z rana wybraliśmy się do Hollywood Walk of Fame. Poczułam się jak 4 lata temu, podróżnik z aparatem w ręku, robiący typowe turystyczne zdjęcia ;)
Na dokładkę wybraliśmy się do Downtown i Korea Town by zjeść przepyszne sushi :)
Oboje stwierdziliśmy, że jest za wcześnie by jechać do domu, więc zachód słońca widziany z Griffith Observatory był jak najbardziej mile widziany na zakończenie dnia.
Nasz Kopernik :)
A tu już zachód z Santa Monica
Chłodny wieczór w Palos Verdes. Muszę stwierdzić, że wyjątkowo pogoda nas nie rozpieszcza w tym roku, jest już początek czerwca a mogłabym policzyć na jednej ręce ile było naprawdę gorących dni. Mimo wszystko, jakoś nie tęsknie za upałami ;)
8 komentarze
Jak zwykle prześliczne zdjęcia;)
ReplyDeletePozdrawiam z upalnych dzis Kujaw;)
Dziekuje slicznie! Pozdrawiam serdecznie!
DeleteNoo, fotki cudowne. A ja pozdrawiam z upalnego (aż 23 stopnie) Konina :-)
ReplyDeleteKonin-moje okolice! Pozdrawiam cieplo!
DeleteJakim aparatem robisz zdjęcia i w jakim programie je przerabiasz bo niektóre są niesamowite !! :)
ReplyDeletePare zdjec robione Samsung Galaxy S3, pozostale sony a6000( obiektywy wypisane w zakladce Fotografia).
Deletewowowoow nowy wygląd bloga - bardzo ładny (czemu tak dawno na nim nie byłam muszę nadrabiać teraz ). Swoją drogą też chciała bym mieć taką codzienność jak Ty. plaże palmy... ;)
ReplyDeletePrzepiękne schody, przebranie interesujące, a koło młyńskie kocham <3
ReplyDelete